Rozmowa
Maciej Maleńczuk (Łukasz Wądołowski / Agencja Wyborcza.pl)
Maciej Maleńczuk (Łukasz Wądołowski / Agencja Wyborcza.pl)

Jak ci minęła ostatnia nocka?

Dziękuję, dobrze. Zażywam melatoninę i śpię jak dziecko.

Coś ci się śni?

Jednym z efektów ubocznych jest to, że po melatoninie nie mam snów.

A zanim zacząłeś ją brać, to śniło ci się może kiedyś, że będziesz obchodził jubileusz 40 lat grania?

Wiesz, ja cierpię na syndrom Gosi Andrzejewicz. Odkąd 40 lat temu próbowałem zaczynać karierę muzyczną, zawsze słyszałem w wytwórniach: fajna ta piosenka – albo – fajna ta płyta, ale teraz to nagrywamy Gosię Andrzejewicz.

Lata mijały, a przede mną wciąż były jakieś Gosie Andrzejewicz, czyli młode piosenkarki, na które akurat był lans. Bo żeby była jasność: ja do Gosi Andrzejewicz nic nie mam, nawet jej nie znam, to taka przenośnia. Teraz, jak już występuję, jest tak: zaśpiewa Edyta Górniak, Doda, Dawid Kwiatkowski i inni. A wśród tych innych ja.

Maciej Maleńczuk na festiwalu w Sopocie, 2004 rok (Kamil Gozdan / Agencja Wyborcza.pl)

Przemawia przez ciebie gorycz?

Nie, żartuję. Palę dużo marihuany i staram się cały czas mieć dobry humor, stąd moja skłonność do żartów.

Jak człowiekowi robią jubileusz, to mu w ten sposób przypominają, że się już kończy. Myślę sobie, że Nina Terentiew tak chętnie ciągle innym organizuje jubileusze, żeby zapomnieć o swoich. Widzę to tak: a teraz szacowny jubilat zasiada na tronie i wręczają mu medal albo tort. I wszyscy się bawimy. Jest to dla mnie trochę dziewiętnastowieczne, takie dulskie.

Nagle się okazuje, że mam już 40-lecie kariery. Przerażające, prawda? Tymczasem jest inaczej – ja się przez 20 lat do tej kariery dobijałem, 10 lat grałem na ulicy i drugie 10 cierpiałem na wspomniany syndrom Gosi Andrzejewicz. Moja kariera 20 lat wcześniej to była męka.

Granie na ulicy, które zacząłeś w 1983 roku, też wspominasz jako mękę?

Gdy grałem na ulicy, moje zarobki były dużo stabilniejsze niż później. Jak z nim zerwałem, zaczęło się czekanie, aż zadzwoni telefon i producent zaproponuje mi nagranie, dzięki któremu zrobię jakieś pieniądze. Te kolejnych 10 lat okazało się trudniejsze, niż się spodziewałem, to dopiero był kierat.

Oczywiście granie na ulicy nie jest łatwe, ale przynajmniej było śmiesznie, no i kasa wpadała na bieżąco. Niedawno na potrzeby nagrania dla Polsatu znów wyszedłem na ulicę, rozstawiłem kufer i miałem zaśpiewać jedną piosenkę, a z rozpędu zaśpiewałem kilka. Zebrali się ludzie i wrzucali mi pieniądze. Poczułem feeling, jakiego nie czułem od wielu, wielu lat.

Zobacz wideo Miłość i muzyka łączą się nie tylko w piosenkach. Uczucie doprowadziło niektóre zespoły do rozpadu

Zaśpiewałeś "Ostatnią nockę"? To moja ulubiona piosenka.

Repertuar mam dość pokaźny, a ludzie i tak zawsze chcą, żebym zaśpiewał ten kawałek. Na ulicy zagrałem też parę piosenek o lekkim zabarwieniu politycznym z płyty „Klauzula sumienia".

Podobały się?

Ich odbiór był bardzo dobry.

Ile zarobiłeś?

Za trzy piosenki wpadło mi 50 zł.

To chyba jednak słabo?

Jakbym pograł cały dzień, to wpadłoby mi pewnie z pięć stówek. Przed laty też udawało mi się zwykle tyle szarpnąć jednego dnia. Gdy w latach 90. przyszła inflacja, ludzie rzucali mi drobne, których chcieli się pozbyć, i z czasem, choć coraz więcej miałem w kufrze, zarabiałem coraz mniej. Jednak w dobrych czasach zarabiałem dziennie prawie tyle, ile moja mama jako księgowa w miesiąc. W udany dzień miałem trzy–cztery tysiące, a moja mama sześć tysięcy pensji miesięcznie. Inna sprawa, że nie zawsze wszystko przynosiłem później do domu. Gdy dużo zarabiałem, miałem wielu przyjaciół, wręcz się wokół mnie mnożyli, dosłownie pączkowali. Rozdawałem im pieniądze, a sporą część też z kolegami przepijaliśmy.

Maciej Maleńczuk, 1993 rok. Koncert na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl)

Nie chowałeś do skarpety?

W pierwszym sezonie coś sobie odłożyłem, tak żeby potem pociągnąć z tych pieniędzy zimą. Ale gdy inflacja galopowała, nie miałem już z czego oszczędzić. Nie mogę powiedzieć, żeby pieniądze się mnie trzymały.

Pewnie w Jodłowej na Podkarpaciu wydajesz mniej?

No właśnie chwilowo już tam nie mieszkam. Wróciłem do domu w Krakowie, gdzie żyję sobie z żoną i córkami. Próbuję się pomału ustawiać do życia emeryta. Życiem wieśniaka żyłem 10 lat i było fajnie, ale PiS wszystko s*ieprzył. Złego słowa na tych ludzi nie powiem, ale popadłem w konflikt z księdzem. W końcu wyszło na moje, został suspendowany, ale nie odczuwam z tego powodu żadnej satysfakcji. 

Jak ci się mieszka w Krakowie?

Chodzę sobie tutaj po mieście jak udzielny książę! Samochody zatrzymują się na mój widok, przechodnie machają. I nie wiem czemu, ale nikt nie chce mi dać w mordę.

Do Jodłowej przestałem czuć sentyment, bo zmarł mój najlepszy kolega, który tam właśnie mieszkał. Miał ksywę Mały i nie pozwalał na siebie mówić inaczej. Miałem wtedy czas fascynacji saksofonem i specjalnie dla Małego nauczyłem się niełatwej melodii "Paloma", to stara przedwojenna melodia, nie mylić z przebojem "Paloma Blanca". Grałem ją Małemu, a on pił wódkę i zalewał się rzewnymi łzami.  To jedyny człowiek, do którego poszedłem na grób i zagrałem mu tę "Palomę" na saksofonie. Cmentarz Jodłowski wcześniej takich scen nie widział.

Czujesz się jak nestor polskiej sceny muzycznej?

Nie czuję się jak nestor, czuję się jak outsider. I chciałbym się nim czuć już do końca. Rzeczywistość muzyczna spychała mnie na margines, aż zacząłem się na nim coraz lepiej czuć, a potem rozpychać. Dałem sobie radę, ale dlaczego miałbym nagle zostać nestorem albo wyrocznią? Co prawda to tylko margines, ale ja tu jestem królem.

Maciej Maleńczuk i saksofon, 2014 rok (Michał Lepecki / Agencja Wyborcza.pl)

Tak sobie wyobrażałeś siebie jako 60-latka?

Nie sądziłem, że będę robił aż tyle rzeczy, że będę aż tak podróżował po gatunkach. W pewnym momencie zorientowałem się, że umiem nawet śpiewać muzykę klasyczną czy religijną. Wokalnie jestem w stanie zaśpiewać wszystko, łącznie z arią Moniuszki "Ten zegar stary".

Brałem takie projekty, za które ktoś dawał mi pieniądze, także religijne, i wiem, że potrafię. Grałem również w teatrze. Zrobiłem się taki chimeryczny, że co mi przyjdzie do głowy, to zrobię, jeszcze zatrudnię do tego ludzi, a nawet na tym zarobię. Jak zakładałem zespół jazzowy, wszyscy się pukali w głowy i mówili: "Maciek, ty tego nie uciągniesz". A ja uciągnąłem, nagraliśmy dwie płyty, dostałem platynę. Owszem, czasem się zapędzam w jakiś kierat i robię głupie rzeczy, na przykład jak ta "Psychodancing", ale taki miałem wtedy pomysł. Przez chwilę chciałem być uwodzącym, śpiewającym kochankiem z kieliszkiem koniaku w dłoni, na barowym krześle, w wyprasowanej koszuli. Ludzie przychodzili na koncerty i niektórzy nie widzieli przymrużonego oka, z którym to robiłem. Byli przekonani, że to jest ten prawdziwy ja.

Kiedyś zapytałam o to Nergala. Odpowiedział mi, że jak patrzy na swoich rówieśników, to zastanawia się, kim są ci starsi panowie.

Ja jak spotykam moich rówieśników, to widzę ludzi chwiejących się nad grobem. Coraz częściej jestem gościem na cmentarzu. Najpierw pożegnałem Małego, a potem Andrzeja Bieniasza z zespołu Pudelsi. Wszystkim nam go brakuje.

Co prawda przemiana materii już u mnie nie taka jak kiedyś, ale nie jest źle. Gdy spotykam człowieka, który zarobił trochę pieniędzy, to widzę, jak pokrywa go coraz większa warstwa dobrobytu, dotyczy to także jego ciała. Do tego pośladki wysiedziane od samochodu.

Maciej Maleńczuk w Filharmonii Częstochowskiej (Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.pl)

To nie ty?

To wciąż nie ja. Może dlatego, że generalnie prowadzę stojący tryb życia.

Teraz też stoisz?

A żebyś wiedziała!

W studiu nie mam ani jednego krzesła, ćwiczę na instrumencie na stojąco. Przed laty czytałem o Erneście Hemingwayu, który podczas wojny dostał postrzał w pośladek i miał potem problemy z siedzeniem. Zrobił sobie biurko, przy którym pracował na stojąco. Postanowiłem zrobić tak samo.

Masz imperatyw, by postrzegano cię jako jednego z najbardziej kontrowersyjnych artystów?

Przepraszam, stop! Nie jednego z, ale najbardziej kontrowersyjnego. I niech raz na zawsze skończy się mówienie, że jestem jeden z. Ja jestem najbardziej ze wszystkich.

I tego mam się trzymać?

Tak, to tłumaczy całą resztę.

Nie boisz się uchodzić za najbardziej kontrowersyjnego?

Nie boję się ani śmierci, ani życia. Mogę się bać o zdrowie moich bliskich, ale poza tym nie boję się niczego. W więzieniu już byłem. Uważam, że uczy człowieka zasad, co nie znaczy oczywiście, że kogokolwiek bym w tym celu tam wepchnął. Uważam też, że lepiej, aby ktoś, kto na przykład po pijanemu jechał na rowerze, odpracował ten czyn społecznie, na przykład dbając o zieleń miejską. Lepiej, żeby zrobił coś pożytecznego, niż siedział za kratkami i wykolejał się tam do końca.

Ja wylądowałem w więzieniu, jak miałem 19 lat, bo odmówiłem pójścia do wojska. Wymyśliłem, że skoro los tak wcześnie serwuje mi życiowe przygody, to czemu ja sam sobie też miałbym jakiejś nie zafundować. Wtedy postanowiłem, że zostanę artystą i będę grał na ulicy. Ale niewielu osobom się do tego przyznałem, bo słyszałem: "No co ty, będziesz żebrał?".

Maciej Maleńczuk podczas czatu z fanami, 2001 rok (Krzysztof Karolczyk / Agencja Wyborcza.pl)

A sprawy sądowe? Masz teraz jakieś?

Jeden z panów z Ordo Iuris, który uporczywie oskarżał mnie przez sześć lat, żądał dla mnie miesiąca więzienia, ale sąd się do tego nie przychylił. Nowych spraw w sądzie nie mam i niech tak pozostanie.

Wywiad rzeka z tobą nosi tytuł "Chlałem, ćpałem i przetrwałem".

Chlałem, ale dzisiaj jestem wrogiem alkoholu. Uważam, że to parszywy drag, który wyrządza ludziom ogromne szkody. Alkohol wzbudza w ludziach ciemne siły. Można po nim chwycić za nóż i kogoś zamordować. Co nie znaczy, że nie lubię się czasem napić, ale i wytrzymam bez alkoholu.

Tydzień wytrzymasz?

Wytrzymam nawet miesiąc. Ja coś takiego nazywam uzależnieniem sytuacyjnym. Przez lata schodziłem po koncercie ze sceny i strzelałem banię. Zresztą strzelałem ją też przed graniem i podczas grania. Dopiero parę lat temu nauczyłem samego siebie, żeby występować na trzeźwo. Udaje mi się nie strzelać bani ani przed, ani w trakcie występu. Ale po jakimś stresującym albo ważnym koncercie muszę sobie strzelić łyskacza. Podkreślam – po koncercie.

Czyli chlanie w dużych ilościach dotyczy ciebie w czasie przeszłym?

Zdecydowanie tak.

Co byś dziś powiedział sobie młodemu?

Przestrzegłbym się przed niektórymi kobietami. I przed niektórymi dragami też. Na pewno przed amfetaminą. Wziąłem ją parę razy i przekonałem się, że ten drag wyjątkowo mi nie służy. Po prostu jest niezwykle szkodliwy zdrowotnie.

Nie popieram też chodzenia do kasyna. I tu chciałbym wystosować taki apel do wszystkich, żeby nie przep*eprzali tam pieniędzy, bo nie ma nic głupszego. Zdrapek też nie popieram. Najlepiej drapać się wyłącznie tam, gdzie swędzi.

Maciej Maleńczuk czeka na rozprawę sądową, Kraków 2017 rok (Adrianna Bochenek / Agencja Wyborcza.pl)

Wygrzeczniałeś! A w jakim domu dorastałeś?

Na moje córki przeniosłem z domu jedynie ogólnie pojętą lewicowość. Moja mama była partyjna, co prawda była jedynie szeregową członkinią PZPR, ale w związku z tym nie prowadzała mnie do kościoła. Aczkolwiek pewnego dnia założyłem krótkie białe spodenki i mama zaprowadziła mnie na komunię świętą. To był właśnie ten dzień, w którym raz na zawsze zerwałem z wiarą katolicką. Choć nie twierdzę, że jestem ateistą.

Jeśli chodzi o zasady, to mama kazała mi zawsze bronić dziewczynek, dlatego później w szkole biłem wszystkich chłopaków, którzy ciągali koleżanki za warkocze. Z tego powodu byłem uważany za chuligana.

A tak naprawdę byłeś rycerzem i dżentelmenem?

Żebyś wiedziała! Czasami być dżentelmenem to znaczy dać komuś w mordę.

Powtarzasz to córkom?

Nie będę się tłumaczył z tego, jak je wychowuję, ale mogę cię zapewnić, że jak mają do mnie pytania, to zawsze chętnie im odpowiadam. Nie było też nigdy mowy o wstawaniu o szóstej i bieganiu na roraty. Nie było też przymusowego chodzenia na strzelanie, basen i jeszcze fortepian. Każda z córek rozwijała się swobodnie, bez naprężek. Wszystkie śpiewają, ale ja w ogóle ich muzycznych pomysłów nie wspieram. Nie chcę. Nie chcę mieć dzieci w show-biznesie, daj spokój.

Przecież mógłbyś im pomóc.

Oczywiście. Mógłbym gdzieś pójść, coś załatwić, po znajomości wprowadzić córkę na playlistę w radiu.

Ale się do tego nie kwapisz?

One na szczęście też nie. Myślę, że gdy patrzą na mnie jako na przedstawiciela show-biznesu, to on je nie interesuje.

Czym się zajmował twój tata?

Mój tata pochodził z terenów obecnej Ukrainy. A ponieważ mam nazwisko kończące się na "uk", jak nazwiska z tych rejonów, w internecie dużo ludzi wyzywa mnie w związku z tym. Grał na gitarze, był bokserem i niebieskim ptakiem. I przystojniakiem. Cały ja. Nie powiem o nim złego słowa, chociaż mnie nie wychowywał. Wychowałem się z mamą.

Maciej Maleńczuk rozdaje kwiaty podczas Strajku Kobiet, Kraków 2017 rok (Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl)

To prawda, że masz na pierwsze imię Mirosław, a na drugie Maciej?

W dokumentach mam wpisane Mirosław Maciej, ale na chrzcie dali mi Maciej, ponieważ okazało się, że nie ma świętego Mirosława. I przyjęło się jakoś tak, że wszyscy mówią do mnie Maciek. Imię Mirosław kojarzy mi się z więzieniem, bo tam wyczytywali mnie tak, jak miałem wpisane w dokumentach. I ze szkołą, gdzie zawsze miałem jakieś kłopoty, a także z wojskiem, którego w ogóle nie uznaję, oraz całym rodzajem różnych państwowych upomnień, napomnień i wezwań sądowych. Rozumiesz już, że nie mam jakiegoś specjalnego sentymentu do tego imienia.

Do nauki też nie miałeś. Chodziłeś do kilku szkół podstawowych, następnie do szkoły zawodowej, a później do liceum zawodowego ze specjalnością obróbka skrawaniem.

Mam dyplom ślusarza-spawacza, ale nie chciałbym jeździć samochodem, w którym byłyby moje spawy. Choć generalnie, jak bardzo trzeba coś zespawać, to potrafię. Mam żyłkę majsterkowicza. W szkole, do której chodziłem, nie puszczali Rimskiego-Korsakowa, Strawińskiego czy Prokofiewa. Nie kazali czytać "Zbrodni i kary" Dostojewskiego. Sam to przeczytałem i w ogóle sporą część życia poświęciłem na samokształcenie zarówno z literatury, jak i gry na różnych instrumentach.

Gdy jazz był na fali, nauczyłem się o nim dosłownie wszystkiego. Aby lepiej zrozumieć ten gatunek, sam nauczyłem się grać na saksofonie. Przekonałem się, że pewne kawałki, zwłaszcza te gładkie w brzmieniu, wydają się łatwe do momentu, gdy sam spróbowałem je zagrać.

Zdolności manualne masz?

W dawnych czasach zamieniałem się w krawca i własnoręcznie naszywałem sobie na stroje sceniczne różne emblematy. Dziś też wychodzę na scenę jak choinka. Chyba się minąłem z powołaniem i tak naprawdę powinienem zostać krawcem, bo lubię szyć. Kupiłem sobie wielką igłę i często nią rzeczy szyję. Szycie mnie niezwykle uspokaja.

Zdradzę ci, że jak miałem osiem lat, to zacząłem chodzić na hokej na Cracovię i tak zachwyciłem się strojem bramkarza, że postanowiłem sobie zrobić podobny. No i uszyłem go ze starych płaszczy, zrobiłem z drutu maskę, a do swetra przyczepiłem z tyłu napis Cracovia zrobiony z tektury. I tak wyszedłem na ulicę. Ludzie, którzy mnie widzieli, zaniemówili. Bardzo żałuję, że nie mam tego stroju na zdjęciu.

Maciej Maleńczuk podczas meczu Cracovii z Lechem Poznań, 2015 rok (Michał Lepecki / Agencja Wyborcza.pl)

Ja jestem pod wrażeniem zabawy słowami, którą uprawiasz w swoich tekstach.

Uważam, że w szkole powinni uczyć napisania prostego wierszyka dla babci czy dla mamy. Ja sam nigdy nie miałem problemu ze znalezieniem rymu. "Lecą z du*y kłęby dymu, a ja nie mogę znaleźć rymu" – to nie jest o mnie. Pisze mi się stosunkowo łatwo, ale nie jestem jak Wojciech Młynarski, który wstawał co rano, szedł na piętro w swoim domu i pisał tekst.

U mnie to tak nie wygląda. Raczej jak chcę coś napisać, to po prostu zaczynam i nie zastanawiam się nad rymowaniem. Potem tworzą się rymy i zastanawiam się, czy pasują do melodii.

A gdybym cię naprędce poprosiła o rym do Maleńczuka?

Wciąż szuka i szuka. A to chciałbym znowu grać na ulicy, a to "Psychodancing", a to znów jazz. Wszystko mnie nęci. A może napisałbym dłuższy wierszyk albo nawet książkę. Za "Chamstwo w państwie" dostałem Śląski Wawrzyn Literacki [nagrodę tę dostali też m.in. Czesław Miłosz, Tadeusz Różewicz i Ewa Lipska – przyp. red.], pokonując na przykład Jana Pawła II, który też był nominowany. Ja jestem taką mrówką renesansu.

A szybko rym do Maleńczuk?

Maleńczuk walnął głową w bruk.

Ale wstał i poszedł dalej.

Poszedł. Ja mam twardą głowę.

Maciej Maleńczuk. Rocznik 1961. Wokalista, gitarzysta, saksofonista, poeta i autor tekstów. Określany mianem "barda Krakowa". W swojej karierze, którą zaczynał graniem na ulicy w 1983 r., zdobył kilka złotych i platynowych płyt. Odznaczony przez ministra Bogdana Zdrojewskiego Brązowym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". Mieszka w Krakowie.

Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Specjalizuje się w niebanalnych rozmowach z odważnymi ludźmi. Pasjonatka kawy, słoni i klasycznych samochodów.